Statkiem na Komodo
Choć ciężko się rozstawać z Agą, z którą spędziłam w Indonezji miesiąc, instynkt podróżnika każe mi szukać nowych miejsc. Kiedy przeczytałam ogłoszenie o rejsie na Komodo, od razu poczułam, że to może być właściwa dla mnie oferta. Barry sprzedający bilety zachęcająco opowiadał o czterodniowej podróży, podczas której zatrzymujemy się na nurkowanie, odwiedzamy mało znane wysepki, a przede wszystkim oglądamy warany, endemiczny gatunek wielkiego jaszczura, który przetrwał od prehistorycznych czasów tylko na Komodo i Rinca – dwóch niewielkich wyspach.
Następnego dnia wcześnie rano, zaokrętowałam się na łajbie, która na pierwszy rzut oka nie budziła mojego zaufania, ale co tam, wraz ze mną dwadzieścia innych osób podjęło taką samą decyzję, więc może tak źle nie będzie, pomyślałam. Wspominając tydzień na Borneo i mieszkanie na klo-toku, uznałam, że to podobny koncept. W zasadzie nie pomyliłam się wiele. Tutaj także śpimy na pokładzie tylko, ze w dwadzieścia osób. Jemy wspólnie, choć nie przy stole i opalamy się na górnym pokładzie. Międzynarodowa ekipa w znacznej przewadze Francuzów, to przede wszystkim młodzi backpakerzy, ciekawi świata i nowych kontaktów. Jest reprezentacja Kanady, Hiszpanii, Niemiec, Holandii, Anglii i Polski w postaci mojej osoby. Wszyscy dobrze mówiący po angielsku, nawet Francuzi, tak zazwyczaj niechętni do nauki innych języków. Niektórzy podróżują przez kilka miesięcy po Azji, inni właśnie kończą długie wojaże. Nie ma tu typowych turytów. Wszyscy mają czas i lubią życie na chillu. Generalnie ludzie otwarci na innych. Nie pamiętam widoku tylu rozmawiających ze sobą ludzi. Po trochu wynika to z braku internetu, a po trochu z braku własnej przestrzeni. Właściwie jesteśmy skazani na swoje towarzystwo przez cały czas, więc rozmowa stała się naturalnym zajęciem.
Integracja następuje już w chwile po wejściu na pokład, potem jest tylko lepiej. Trekking na odwiedzanych wyspach, snorkeling, opalanie i skakanie do wody z górnego pokładu stanowią naszą rozrywkę podczas postoju, a podczas rejsu obserwacja towarzyszących nam delfinów. Wprowadziliśmy także do naszego repertuaru jogę, z trudem utrzymując równowagę gdy łódź płynie:) Łódź płynie wolno, także nocą przez co trudno zasnąć. Warkot silnika temu nie służy, ale nie szkodzi, obserwacja gwieździstego nieba i świecącego planktonu w wodzie to tylko nasze dodatkowe atrakcje…Dzisiaj absolutnym przebojem było nurkowanie wśród mant. W Manta point naliczyliśmy ich kilkanaście majestatycznie przepływających obok. Te piękne stworzenia za nic miały naszą obecność. Teraz czekamy na warany…
***
Small islands are definitely not for me. I drove around the entire Gili Air by bicycle, I swam around it and I even walked round it a couple of times. After three days I decided that if the beach makes me bored and I run out of fun things to do on the island, it’s time to move on. Although it is hard to say goodbye to Aga, with whom I spent a month in Indonesia, my traveler instinct tells me to look for new places. When I read the announcement of the cruise to Komodo, I immediately felt that it might be the exact offer for me. Barry who’s selling tickets encouragingly talked about a four-day-trip, during which we would stop for snorkeling, visit little unknown islands, and above all we would see the Komodo dragons, endemic species of a great lizard, which has survived since prehistoric times only on Komodo and Rinca – two small islands.
The next day early in the morning, I embarked myself on the boat, which at first glance did not inspire my trust, but after all 20 other people had made the same decision, so it can’t be so bad. Remembering the week in Borneo and our „apartment” on klo-tok, I thought of it as a similar concept. In fact, I wasn’t mistaken much. Here, as well, we sleep on the deck, only this time together with twenty people. We eat together, though not at the table, and sunbathe on the upper deck.
We have an international team with the dominance of French, primarily young backpackers, curious about the world and new contacts. We also have people from Canada, Spain, Germany, Netherlands, England and Poland in my person. All well-English speaking, even the French, though generally they are reluctant in learning other languages. Some people travel for a few months in Asia, others are just finishing long voyages. There are no typical tourists. We all have time, enjoy life and chillout. Generally, people are open to others. I do not remember seeing so many people talking to each other. Probably part of it is due to the lack of internet access, and a lack of own space. Actually, we’re stuck with each other’s company for the entire time, so the conversation is a natural thing to do.
Integration started already a minute after boarding, then it only got better. Trekking while visiting the islands, snorkeling, sunbathing and jumping into the water from the upper deck is our entertainment at stops, and observation of dolphins accompanying us during the voyage. We also included yoga into our schedule, although you can barely keep balance when the boat is on the move:). The boat is moving slowly, even at night making it difficult to fall asleep. The engine’s noise makes it difficult, but never mind, observation of the starry sky and the glowing plankton in the water are our additional attractions…Today the absolute hit was diving among mants. In Manta Point we counted a dozen majestically flowing past us. These beautiful creatures didn’t at all care about our presence. Now we are waiting to see the dragons…
-Kasia