Tropikalny Sajgon
To już mój ostatni przystanek w Wietnamie, w mieście Ho Chi Minh (dawniej Sajgon), które jest parne i gorące, jak całe południe tego kraju. To wielki port i centrum przemysłowe. Trafiam tu akurat w chwili, gdy ulice miasta szykują się do maratonu. Jednak bieg odbywa się w środku nocy, po ciemku, żeby uniknąć upału i korków. W tej 10 milionowej metropolii jest ponad 8 milionow skuterów i zanieczyszczone powietrze drażni gardlo.
Dlatego moim celem było nie samo miasto ale rzeka Mekong i okolice Sajonu. Ta czwarta, najdłuższa rzeka Azji, przepływa przez Chiny, Laos, Kambodżę i kończy swój bieg w Wietnamie, dla którego jest ważnym komunikacyjnym szlakiem. Wokół jej dopływów, które tworzą rzeczną pajęczynę, toczy się rolnicze życie a rejon ten zaopatruje 100 milionow Wietnamczykow w ryż.
Jeszcze dwadzieścia lat temu ludzie mieli swoje domy na wodzie i nie musieli bywać w mieście. Spali, jedli, łowili i żyli na rzece. Od czasu wybudowania mostu, wszystko sie zmieniło. Teraz domy na wodzie to też atrakcja turystyczna.
Tych atrakcji jest tu znacznie więcej. Wietnamska pasieka oferująca kremy z miodem albo farma palmy kokosowej, w której mogę skosztować pysznych kokosowych słodyczy…Potem płynę łodzią po rzecznych rozlewiskach, robię przejażdżkę rowerem po okolicznych wioskach, w których za grosze mogę kupić piękne rękodzieło i odwiedzam pagodę z wielkim, uśmiechniętym buddą. Byłam nawet na koncercie i pysznym, rybnyn lunchu.
Jest także możliwość zwiedzenia podziemnych tuneli, w których ukrywali się Wietnamczycy podczas wojny z Amerykanami…
Przez ponad dwa tygodnie przejechałam Wietnam z północy na południe ale wciąż mam poczucie niedosytu. Już wiem, że chciałabym tu wrócić, bo jest jeszcze wiele do zobaczenia. Ale teraz pora na Kambodżę…
-Kasia