Nieodkryte tajemnice Celebes
Ostatni dzień pobytu na Celebesie południowym zamierzamy poświęcić na trekking i zwiedzanie pięknych okolic wokół stolicy prowincji, Rantepao. Rankiem jeszcze tylko trzeba zajrzeć na rynek, najważniejsze wydarzenie tygodnia dla mieszkańców, którzy mogą nabyć bawoła, świnie czy walecznego koguta do walk. Na straganach tropikalne owoce, warzywa, suszone ryby, cała moc obfitości do wyboru. Wielki targ rozpoczyna się wczesnym świtem i kończy w samo południe i wtedy wszystko wraca znów do spokojnego życia.
Wyruszamy w górę rzeki Sa’dan, mijając po drodze malownicze wioski Torajów. Wąska droga w fatalnym stanie zmusza do karkołomnych manewrów, gdy mają się minąć na niej dwa auta, dlatego klakson ostrzegający przed zbliżaniem się do zakrętu to podstawa. Ostatecznie udaje się pokonać najgorsze odcinki i znaleźć w niezwykle malowniczym krajobrazie. Lasy bambusowe i tarasowe pola ryżowe stanowią o jego atrakcyjności. Gdzie nie gdzie spotykamy pojedyncze bawoły zażywające kąpieli błotnych. Pasmo górskie zachęca do wędrówki, a nawet do zdobycia najwyższego szczytu (2369 m. n.p.m.). Robi się jednak zbyt parno i wędrowanie w górę staje się uciążliwe.
Wzdłuż drogi napotykamy wciąż głazy wulkaniczne, w których Tarajowie drążą wnęki – grobowce. Wydaje się, że jest to absolutna esencja ich życia – zadbanie o rodzinny tongkonan (dom pamiątka) oraz grobowiec i pogrzeb. Nic dziwnego, że nie mogą zbudować dróg i chodników, takie doczesne dobra ich nie dotyczą.
Nagle błękitne niebo w parę sekund zasłaniają ciemne chmury, zaczyna grzmieć i niczym z polewaczki zaczyna padać ulewny, tropikalny deszcz. Brodzimy po kostki między poletkami ryżowymi, śliska błotnista ziemia utrudnia poruszanie. Próbujemy przeczekać pod drzewem, ale końca rzęsistego deszczu nie widać. Nasz przewodnik mówi, że schronimy się w jaskini i pokazuje żeby iść za nim…Idziemy klucząc po lesie, wąską i śliską ścieżką. Moment nieuwagi i potykam się o korzeń. Niby drobny upadek, ale rana i krew na przedramieniu nie wyglądają fajnie. Peri przykłada mi opatrunek jakiejś rośliny. Najpierw toczy liść w kulkę, a potem wyciska z niego sok i przykłada do rany, która przestaje krwawić. Zielarska apteka prosto z lasu działa! Możemy iść dalej i nagle… nie do wiary, przed nami wielka i głęboka jaskinia, a w niej dziesiątki rzeźbionych misternie trumien, czaszki, szkielety i naczynia, wyglądające na bardzo, bardzo stare. Wszystko porozrzucane, leży w nieładzie pod wiszącymi ze skały nawisami stalaktytów. Co za abstrakcja!!! Nikomu nieznane miejsce, istne wykopalisko archeologiczne, leży sobie ot tak niezabezpieczone. Tylko wysokie drzewa bambusowe zasłaniają wejście. Okazuje się, że to ponad 600 letnie trumny przodków, które kiedyś były podwieszone pod skałami, pospadały i ukazały swoje wnętrza. Potwierdzili to na podstawie kilku zbadanych czaszek archeolodzy z Jakarty. Niestety brak funduszy uniemożliwia jakiekolwiek dalsze prace, a nawet opiekę nad tym miejscem.To niezwykła rzecz zobaczyć takie znalezisko, chociaż mamy też świadomość, że dziedzictwo Torajów może wkrótce zostać zniszczone lub rozkradzione.
***
The last day on south Celebes we intend to spend on trekking and exploring the beautiful surroundings of Rantepao – capital of the province. But firstly, in the morning we need to visit the local market which is the most important event of the week for the residents, they can purchase buffalos, pigs or roosters for the fight. There are also lot’s of tropical fruits, vegetables, dried fish, plenty of tastes to choose from. The great market starts early in the morning and ends at noon, then it all comes back again to a peaceful life.
We set off up the river Sa’dan, passing through picturesque villages Toraja. The narrow road in terrible condition forces to take terrifying maneuvers when two cars have to pass each other, so the horn to warn against approaching the curve is essential. Finally we manage to overcome the worst episodes and find ourselves around the stunning landscapes with bamboo forests and rice fields. We meet along the way buffalos having mud bath. Mountains encourage to wander and even to reach the highest peak (2369 m. above the sea level). It gets too muggy and hiking up becomes a really hard. Along the way we encounter volcanic rocks, which which Taraja use for the tombs. It seems that this is their absolute essence of life – caring for the family tongkonan (house souvenir), the tomb and burial. No wonder they can’t build roads and pavements, such worldly goods do not concern them.
Suddenly, in few seconds blue sky turns into dark clouds, thunder begins and the tropical rain starts raining heavily. Wading ankle-deep between rice plots, slippery, muddy ground makes it difficult to walk. We’re trying to wait under a tree, but it seems there is no end to the storm. Our guide says that we should shelter in a cave and leads the way… We walk through the forest by the narrow and slippery path. A moment of inattention and I stumble over a root. At first minor fall, causes the wound full of blood on my forearm, it does not look good. Peri gives me dressing from a plant. First he rolls the leaf into a ball and then squeezes the juice out of it and applies on the wound, which stops bleeding. Herb pharmacy straight from the forest works! We can go on but suddenly…hard to believe before us a great and deep cave with dozens of intricately carved coffins, skulls, skeletons, all looking very, very old. All scattered, lies in disarray under overhanging stalactites. What an abstraction!!! Not known to anyone place, archeological site lays just like that unsecured. Only tall bamboo trees block the entrance.
It turns out that more than 600 years coffins of ancestors that had once been suspended under the rocks, dropped, revealing its interior. This was confirmed by a number of archaeologists from Jakarta who examined the skulls. Unfortunately, lack of funding prevents any further work, and even enables to secure this place. It’s an unusual thing to see such a find, although we are aware that the legacy Toraja may soon be destroyed or stolen.
-Kasia