Najpiękniejszy wschód w życiu
Niedosyt wrażeń skłania mnie do wyprawy na wulkan Kelimutu, leżący po wschodniej stronie wyspy. Aby tam dotrzeć mam opcje jazdy autobusem, który jedzie 12 godzin albo godzinnego lotu. Jestem wygodna i wolę to drugie, a poza tym pozostały mi na Flores tylko dwa dni. Wyspa ma co prawda 360 kilometrów długości ale w górzystym terenie, jazda krętymi drogami wydłuża się niemiłosiernie i niekoniecznie lubi to mój żołądek.
W Ende, z prawie pustego samolotu wysiadają poza mną tylko dwie osoby. Za to tłum oczekujących na klienta taksówkarzy, przekrzykujących się wzajemnie, próbuje zwrócić moja uwagę. Nic z tego, idę do autobusu. Mam przed sobą jeszcze prawie dwugodzinną drogę do wioski Moni, z której wyrusza się na wulkan. Po drodze podchodzi nagle do mnie Australijczyk z plecakiem i mówi, ze jest tu przewodnik, który właśnie odwiózł go na lotnisko, a teraz wraca do Moni. Cudownie! Australijczyk zachwala przy okazji miejsca, które zobaczył z przewodnikiem. Takie propozycje od obcych to tutejsza codzienność, życzliwy gest, który nie występuje niestety często w Europie. Ludzie podróżujący samotnie rozumieją ile znaczy dobry kontakt i adres. Można zaoszczędzić czas i pieniądze, a dobry gest zawsze wraca. To karma, mówią niektórzy. Biorę więc ten pakiet w całości i nie żałuję.
Rian, przewodnik z Moni, poleca mi do zatrzymania się Chante lodge w Moni. Skromnie, czysto, ze śniadaniem i niedrogo. Moni stanowi świetne miejsce wypadowe na wulkan i nie tylko, a we wsi znajdują aż 21 lodges, w których można się zatrzymać. Cała wieś z tego żyje. Teraz jest niski sezon i praktycznie wszystko stoi puste. Dzień jeszcze młody, pada wiec pytanie czy chciałabym zobaczyć mało turystyczne miejsca, bo na wulkan będziemy wchodzić dopiero następnego dnia wczesnym świtem. Miejsca które odwiedzamy naprawdę oczarowują, to gorące źrodła które tworzą strumien rzeki, płynącej miedzy polami ryżowymi, niezwykła kamienna plaza z palmami i wioska rybacka, w której sieci rozwieszone na drzewach wyglądają jak dekoracja teatralna a całe widowisko połowu stanowi dla mnie niecodzienne wydarzenie. Kuter na wodzie podąża za wskazówkami seniora, który machając jaskrawo czerwoną kamizelką z plaży, wskazuje miejsce, gdzie dostrzegł duża ławice ryb. Rybacy w łódce docierają po kilku minutach we wskazane miejsce i zarzucają sieci, wskakując do wody wraz z nimi. To ręczny połów, który gdy jest dużo ryb wymaga dodatkowych rąk do pomocy. Nie inaczej jest teraz. Kolejni rybacy płyną na pomoc na swoich małych łódeczkach, dopingowani przez dzieciaki z wioski. Wspólnie wyciągają na pokład pełne sieci. Wszyscy się cieszą, bo udany połów oznacza obfitą kolacje dla każdego i dodatkowy zarobek.
Wracając, mijamy wsie w których kobiety przędą na krosnach sorongi – słynne na cały świat szale. Mieszkańcy pozdrawiają nas z uśmiechem, dzieciaki próbują dogonić skuter, tylko zwierzęta pasące się przy drodze, obojętnie spoglądają na jadących. Słońce już zachodzi i robi się zdecydowanie chłodniej. Ryan pyta czy mam kurtkę, żeby sie okryć, ale kiwam głowa że jest ok. Zmęczona idę spać po ciemku, mając przed sobą tylko kilka godzin snu.
Wchodzenie na wulkan wczesnym świtem, aby ujrzeć wschód słońca jest czasem przereklamowane, ale w wypadku Kelimutu cieszę się, ze mogłam tam być o 4 rano. Nagrodą za wczesną pobudkę są piękne zdjęcia z trzema jeziorami w kraterze. Można stać godzinami i obserwować zmiany koloru wody, od zielonego przez niebieski, czasem czerwony aż do czarnego. Woda w jeziorach bogato nasycona minerałami, zmienia swój kolor w zależności od nasycenia tlenem i dostarcza niezwykłych wrażeń, podobnie jak wierzenia, że jest to miejsce spoczynku martwych dusz.
***
A need for more experience leads me for the trip to Kelimatu vulcano, on the east of the island. To get there I have the option to take the bus – 12 h drive or plane – 1 h flight. I prefer comfort and choose the second option, afterall I have only 2 days left here in Flores. Although the island is 360 km long, in mountainous terrain, driving increases relentlessly and is not necessarily liked by my stomach.
In Ende, few people beyond me leave the almost empty plane. But the crowd of taximen waiting for the clients shouting one louder then the other, trying to draw my attention. I choose the bus. I still have a nearly two-hour drive to the village of Moni, which goes to the volcano. Along the way, suddenly Aussie – the backpacker aproaches me and says that here is a guide that just drove him to the airport, and is now returning to Moni. How wonderful! Australian praises the places he just has seen with the guide. Such proposals from strangers are here natural, a friendly gesture that unfortunately does not exist often in Europe. People traveling alone understand how important is good contact and address. You can save time and money, and a good gesture always comes back. It’s karma, some say. So I take this package as a whole and do not regret it.
Rian, a guide from Moni, recommends me to stop in Chante lodge in Moni. Modest, clean, with breakfast and not expensive. Moni is a great starting point to the volcano, and not the only lodge in the village there are 21 lodges where you can stay. The whole village lives from this. Now it is the low season and everything is empty. The day was still young, so we go to see a little tourist place, we are going to the volcano next day early morning. Places we visit are really breathtaking, hot spings that make the stream of the river flowing among rice fields, unusual stone plaza with palm trees and fishing village, where the network hanging on the trees look like theater decoration and the whole spectacle of the catch is for me an unusual event.
Sailboat on the water follows the instructions of a senior who waves the bright red vest from the beach, indicating the place where he saw large shoal of fish. Fishermen in a boat arrive after a few minutes to the indicated place and throw the net, jumping into the water with them. This manual catch, which is when a lot of fish requires extra hands to help. It is no different now. Successive fishermen sail for help on their small boat, cheered on by the kids from the village. Together they pull network on the board. Everyone is happy, because a successful catch is big dinner for everyone and additional earnings.
While coming back, we pass villages where women weave sorongs – the world famous shawls. Residents greet us with a smile, the kids are trying to catch up with our scooter, only the animals on the road, do not care about the drivers. The sun sets and it gets colder. Ryan asks if I have a jacket to keep warm, but I nod, that it’s ok. Tired I go to sleep in the dark, having only a few hours of sleep.
Entering the volcano at early dawn to see the sunrise is a little overrated, but in case of Kelimutu I’m glad I could be there at 4 in the morning. Award for the early wake-up are beautiful pictures of the three lakes in the crater. You can stand for hours and watch the water change color, from green through blue, sometimes red to black. The water in the lakes richly saturated with minerals, changes color depending on the oxygen saturation and provides extraordinary impressions, like the beliefs that it is the resting place for the dead souls.
-Kasia