Niespodzianki w Chang Mai
Nie oczekuj a będziesz pozytywnie zaskoczony… Tak właśnie poczułam się w tajskim Chang Mai, które dostarczyło mi wielu wrażeń. Zaczynając od hostelu Warehouse, który był tani, miał świetną lokalizację i strefę rekreacyjną z basenem… Co prawda mój pokój był 10 osobowy i chwilami czułam się tam jak opiekunka na obozie z młodzieżą, bo średnia wieku moich współspaczy wynosiła 23 lata, jednak wcale nie przeszkadzało to naszej międzynarodowej integracji. Razem chodziliśmy na poranną kawę do pobliskiej kafejki, prowadziliśmy długie rozmowy i wymienialiśmy się dobrymi radami z podróży…
Łączyła nas ciekawość świata i unikatowa dziś potrzeba rozmowy, a ja potem cieszyłam się dwoma metrami intymnej przestrzeni łóżka za kotarą.
Styl bycia nomada nie ma wieku, to po prostu stan umysłu wędrownika, współczesnego hippisa, który nie przywiązuje się do miejsca ani rzeczy i ceni sobie wolność. Spotkałam sporo osób wędrujących podobnie jak ja, miesiącami po świecie, z poczuciem zadowolenia z bycia w drodze…A mnie się nawet podoba mój wizerunek hippiski ( ostatnie zdjęcie)
Tajlandia jest rajem dla backpakersów, ta buddyjska kraina jest tania i bezpieczna a kuchnia należy do jej głównych atrakcji. I wcale nie chodzi mi o dobre restauracje ale nocny rynek, czyli tzw. streetfood…To zdecydowanie najlepsza opcja skosztowania wielu potraw za grosze. Do późnego wieczora spacerowałam więc ulicami starego miasta, odwiedzając stragany, by smakować różnych dań na progu świątyń…
Dość zabawne było dla mnie natomiast zwiedzanie miasta, gdy sama stawałam się atrakcją turystyczną dla Azjatów, którzy prosili mnie często o wspólne selfie.
Poddałam się też masażowi tajskiemu, który nie dla tych, co lubią głaskanie, ponieważ jest na granicy bólu i daje niezły wycisk…
Pierwszy raz w życiu miałam także możliwość kąpać słonia, przygotowywać dla niego jedzenie a potem towarzyszyć mu przez cały dzień. Cieszę się, że zaszła zmiana i zamiast jazdy na słoniu oferuje się teraz turystom obserwację życia tych wspaniałych zwierząt.
Chodziłam po wodospadzie, którego skały były tak szorstkie, że mogłam się po nich wspinać bez zabezpieczenia i cieszyłam się z tego jak dziecko. I Chociaż nie byłam na tajskich plażach ani wyspach, to przez dwa tygodnie nasyciłam się Tajlandią kulinarnie i duchowo. I tylko nie do końca pojęłam tutejszą modę ubierania piżamy na ulicy, ale może po prostu chodzi o to, żeby było wygodnie ?
A teraz, na koniec swojej półrocznej podróży dookoła świata, postanowiłam odwiedzić jeszcze jeden kraj, zgadniecie jaki?
– Kasia