Slow travel
Dziś troszkę inaczej… Nie o tym co oglądam, ale jak się czuję… Jestem już w swojej solo podróży po świecie 1,5 miesiąca. Zrobiłam ponad 20 tys. kilometrów, odwiedziłam 4 kraje i jest mi cudownie. Myślę, że to stan nieskrępowanej wolności w podróży daje mi takie poczucie radości. Decyduję na bieżąco, gdzie i jak długo chcę być, pozwalam nacieszyć oczy krajobrazem, chłonąć atmosferę miejsca… Nigdzie się nie spieszę. To taki slow travel. Wędruję spokojnie, ciesząc się drogą i nie czyniąc z niej żadnego środka do celu.
Jasne, że bywam zmęczona, ale tylko fizycznie, bo robię dziennie wiele kilometrów na piechotę… Zdarza się też, że mam niedosyt snu, ponieważ na wycieczki wyruszam zwykle wcześnie rano, poza tym, gdy śpię w hostelach, z innymi osobami w pokoju, trudno oczekiwać spokojnej nocy.
Nie odczuwam za to żadnego zmęczenia psychicznego, gdyż jestem stale blisko natury, w kąpieli leśnej Shinrin – yoku, jak nazywają ten stan Japończycy. To taka ekoterapia, która dostarcza równowagi w sercu i umyśle. Mam spokój w głowie, bo nie zajmuję jej zbędnymi informacjami… Obchodzą mnie tylko podstawowe sprawy, gdzie spać, co zjeść, co zobaczyć i jak tam dotrzeć… Często nie mam w ciągu dnia dostępu do internetu, tylko tam gdzie nocuję, ale to mi wystarcza. Nie scrolluję niepotrzebnie, wolę doświadczać tego co tu i teraz, czyli swojej podróży… To jest bardzo kojące.
Czasem miewam tęsknotę za domem, na szczęście jest WhatsApp, więc staram się być co dzień w kontakcie z mężem i dziećmi, zamienić kilka słów, podzielić się wrażeniami…To taka namiastka ich obecności, która pozwala mi spokojnie iść dalej.
Mam też dużo szczęścia do ludzi, których co dzień spotykam. Myślę, że działa tu zasada: ,,Bądź tak pozytywny, żeby negatywni ludzie nie chcieli być blisko ciebie”. Czego i wam życzę.
– Kasia


