Ulubione miejsce Boga
Jeszcze miesiąc temu nie planowałam, że będę w Indiach ale moja podróż pełna jest zaskoczeń, także dla mnie samej. W Tajlandii poznałam Hinduskę Aishę, która bardzo ciekawie opowiadała o swoim kraju i wtedy zadecydowałam, że jadę! Zamierzałam odwiedzić stan Kerala, na południowym zachodzie Indii, tzw. ,,Ulubione miejsce Boga”.
Pierwsze wrażenia miałam mieszane, gdy do Kochin przyleciałam o 3:00 w nocy i zobaczyłam wibrujące życiem miasto, wielu mężczyzn na ulicach i żadnych kobiet…
Następnego dnia miałam kłopot z wymeldowaniem z hotelu, w którym nie mogłam zapłacić kartą, ponieważ tam uznają tylko gotówkę, a tej nie miałam, gdyż chwilowo brakowało jej w okolicznych bankomatach.
Później, na parę dni zatrzymałam się w Forcie Kochin, żeby przekonać się, jak ciekawa jest ta tropikalna kraina, słynąca z przypraw i herbaty, która od wieków była pożądana. Właśnie tutaj przypłynął w 1498 Vasco da Gama, od którego zaczęła się portugalska kolonizacja. Tutaj też został pochowany, potem jego ciało zostało przeniesione do Lisbony, ale grobowiec pozostał.
W Forcie Kochin stoją wciąż fragmenty murów z czasów, gdy Portugalczycy bronili się nieskutecznie przed najazdem Holendrów, są także budynki po kolejnych kolonizatorach – Brytyjczykach a nawet piękne okazy 200 letnich drzew, przez nich zasadzone…
Jednak to rozlewiska Kerali są największą przyrodniczą atrakcją południowych Indii. Pięć jezior zasilanych jest 38 rzekami i niezliczoną ilością kanałów a na ten wodny labirynt składa się ponad 900 km dróg wodnych, ciągnących się wzdłuż wybrzeża! Gdy zaś morska woda zderzy się ze słodką, to rzeźbią w ujściach rzek laguny i w ten sposób powstał niezwykły ekosystem, istny raj dla ptaków wodnych i roślin…Po rozlewiskach można pływać łodzią typu houseboat, promem albo zwykłą łódką z wiosłami i obserwować godzinami przyrodę.
Po 5 godzinach jazdy pociągiem, dotarłam z Kochin do nadmorskiej Varkali, z długimi plażami i wysokim klifem, na którym ulokowały się sklepiki, kafejki i restauracje. Varkala to bardzo modne miejsce, a gdy rykszarz podwiózł mnie pod wskazany adres, zobaczyłm, że wokół pełno jest ofert jogi, masaży i różnych innych form ajurwedyjskiej terapii. Po to właśnie przyjeżdżają tu ludzie ze świata, bo Kerala to centrum ajurwedy.
Przez tydzień praktykowałam tradycyjną Sivanandę, we francusko, włosko, niemieckim towarzystwie, medytowałam i korzystałam z masaży, w ciepłym oleju sezamowym…
I chociaż krótko spałam, bo świergot ptaków, ukrytych w palmach i bananowcach, budził mnie już o 4 tej nad ranem, nie piłam kawy i byłam prawie bez internetu ( bo zasięg miałam tylko w nadmorskiej restauracji) czuję, że mogłabym tak żyć dalej… To był prawdziwy reset umysłowy, taka wewnętrzna cisza, gdy niczego sobie nie narzucam i nic nie muszę, bo wiem, że to mój ostatni przystanek w podróży.
-Kasia