Aloha z Hawajów!
Aloha! Chociaż Hawaje w sensie geograficznym to wyspy polinezyjskie, ich właściciela, czyli USA można rozpoznać od pierwszej chwili. Pięciopasmowa autostrada, olbrzymie hotelowce, centra handlowe, markowe butiki i sieć McDonalda, czyli jest wszystko tak jak lubią Amerykanie. Honolulu nieco przytłacza po pobycie w dzikiej Nowej Zelandii. To trochę jak przyjazd z działki leśnej do stolicy… Na szczęście są i plaże, a na niej surferzy, bo naczelnym sportem stanu Hawaje jest surfing.
Kilkunastogodzinny lot z Aucland i długa kolejka na lotnisku po wbicie stempla do paszportu, nie są najmilszymi chwilami w życiu ale słoneczny poranek wynagradza mi te trudy. Pierwszym zaskoczeniem są ceny, znacznie wyższe o tych na kontynencie. Za poranną kawę w Starbucksie i jogurt płacę 10 dolarów, także hostel jest odpowiednio droższy od australijskiego. No trudno, przecież wyspy, uznane za amerykański raj, na które wszystko dowozi się statkiem tak już mają.
Czym prędzej zamieniam sportowe buty na japonki i pędzę na długi spacer wzdłuż plaży Waikiki. To najlepsze miejsce do plażowania i zatrzymania się. Docieram do muzeum wojennego. Wokół sporo zwiedzających z Azji, to drugie zaskoczenie. Naprawdę mnóstwo Japończyków. Choć w 1941 zaatakowali Pearl Harbour jako kamikaze, dziś przybywają tu licznie na urlop, uciekając od zanieczyszczenia u siebie w kraju. Mają tu też najbliżej, w stosunku do innych nacji.
Ciepła woda i złocisty piasek, tego potrzebowałam najbardziej w ostatnich dniach. Głód jednak przypomina mi o porze lunchu. Idę więc do najbliższego spożywczego po jakąś przekąskę i spotyka mnie kolejne zaskoczenie… Oto pełen wybór świeżo zapakowanych owoców ananasa, arbuza, mango, pokrojonych w kosteczkę lub plastry i gotowych do zjedzenia widelczykiem. Na innej półce pasty, sałatki, krewetki i mikrofala do podgrzania. Jest też duży wybór sushi. No, to miła niespodzianka.
Hawaje słyną z dobrej kuchni, a przede wszystkich z pysznych ryb i krewetek. Znajdziemy tu plantację orzechów Macademia, plantacje kawy i ananasa. Prawdziwy raj dla smakoszy.
Oahu, na której się zatrzymałam to ulubiona wyspa Baracka Obamy, spędza tu swój coroczny zimowy urlop. Piękna przyroda wyspy przywiodła też Stevena Spielberga, który nakręcił tu pierwszą część Parku Jurajskiego, wygnany z powodu deszczu z Nowej Zelandii (o czym możecie przeczytać we wpisie tutaj). Plenery do Jumanji także kręcono tutaj. Zaskakująco bujna roślinność jak w dżungli, to nie przypadek. Symbolem Hawajów jest tęcza, bo deszcze na przemian ze słońcem to codzienność. Czuję podmuchy silnego wiatru, który przynosi ciemne chmury. Chociaż przykro mi to stwierdzić, Hawaje kojarzone z gorącym słońcem, mają właśnie swój czas zimowy…
***
Aloha! Although Hawaii geographically belong to the Polynesian islands, their owner – the US can be recognized from the very first moment. A five-lane highway, huge hotels, shopping malls, designer boutiques and McDonald’s, everything as the Americans like. Honolulu is a bit overwhelming after the wild New Zealand. It’s a bit like the arrival from the countryside to the capital… Fortunately, there are also the beaches, and the surfers, because the national sport of Hawaii is surfing.
Over ten hour flight from Auckland and a long line at the airport for the passport stamp are not the nicest moments in my life but the sunny morning rewarded it. The first surprise are the prices which are much higher then those on the continent. For the morning coffee at Starbucks and yogurt I pay $ 10, the hostel is also more expensive than the Australian ones. Oh well, after all the islands, are considered to be the American paradise, everything is transported here by boats, so no wonder it’s more expensive.
Nevertheless, I changed my sneakers for flip-flops and I went for a long walk along the Waikiki beach. This is the best place to stay and sunbath. I reached the museum of war where are plenty of visitors from Asia, which is my second surprise. A lot of Japanese. Although in 1941 they attacked Pearl Harbour as kamikaze, now they come here in large numbers to relax and run away from pollution in their home country. Hawaii is also relatively close for them.
Hot water and golden sand, this is what I needed the most in the last few days. Hunger, however, reminds me that it is time for lunch. So I go to the market for a snack and I am surprised again… They have a full selection of freshly packed fruits, pineapples, watermelons, mangos, cut into cubes or slices and ready to eat. On another shelf they have pastas, salads, shrimps and a microwave to heat it all up. There is also a large selection of sushi. Well, it’s a nice surprise.
Hawaii is famous for its good cuisine, and above all the delicious fish and shrimp. We can find here Macademia nut, coffee and pineapple plantations. A paradise for foodies.Oahu, where I stopped is the favorite island of Barack Obama, who spent here his annual winter vacation. The beautiful nature of the island brought also Steven Spielberg, who shot here the first part of Jurassic Park, after being exiled by the rainy New Zealand (about which I wrote here). The landmarks for Jumanji were also filmed here. A surprisingly lush vegetation similar to the one in a jungle, is not an accident. Hawaii has the symbol of a rainbow, as rains alternating with the sun is everyday life here. I feel strong gusts of wind that bringing dark clouds. I am also sorry to say, that Hawaii associated with warm sun, has the winter time right now…
– Kasia