Baba w krzakach
Chociaż wiosna w tym roku leniwa i niechętnie ogrzewa słońcem a natura dopiero kilku dni temu zakwitła soczystą zielenią, ja zamieniłam miasto na las, sąsiedztwo ludzi na zwierzęta i nawet nie przypuszczałam, że tak bardzo mi się to spodoba. To zdecydowanie zasługa pandemii. Mieszkając w cudownym, odludnym miejscu, obserwuję więc świat przyrody, którego nie znałam zbyt dobrze (sic!) gdyż zwyczajowo byłam o tej porze gdzieś w świecie. A ten świat jest fascynujący, choć obserwacja wymaga cierpliwości i wczesnego wstawania…
Zamiast więc siedzieć w nowo otwartych restauracjach, ja siedzę w krzakach lub szuwarach, czasem w siodle i wcale nie potrzeba mi mediów, taki ruch i gwar mam wokół. Dzięcioł nie zwraca już uwagi na mnie a nawet głośnym stukotem w mój dach obwieszcza, że to jego nowe terytorium. Sójka pracowicie sadzi wokół las a żurawie informują klangorem, że już 6 rano i czas wstawać. Tylko kaczka, próbując uwić gniazdo na dachu, nieco mnie zadziwia…
W takich okolicznościach przyrody i dystansie do ludzi łatwe jest praktykowanie radości życia, dlatego sprzątanie butelek i puszek po spacerowiczach dookoła jeziora, traktuję ze stoickim spokojem …
– Kasia