Co zaskoczyło mnie w Wietnamie?
Im dłużej tutaj jestem, tym więcej rzeczy mi się podoba. Wietnam to kraina kontrastów, obok górskich szczytów są wspaniałe piaszczyste plaże, obok nowoczesnych dzielnic, zabytki średniowieczne, obok stylowych restauracji, bardzo smaczny street food, a oprócz plastikowych pamiątek, piękne rękodzieło…
Do tego luksusowe hotele, za niewielkie pieniądze, z doskonałą obsługą, kuchnią i masażami…
Wietnam jest długi, ma 1600 km, dlatego klimatycznie północ różni sę od centrum, a na tropikalne południe, czyli do Sajgonu, dopiero przyleciałam. W każdym razie, dla mnie wszędzie pięknie, wszędzie inaczej…
Generalnie, cały kraj to idealna kraina do zrobienia tanich zakupów, często niezłych podróbek. Sama nabyłam okulary słoneczne ,,Ray-Ban” za 10$ , gdyż te autentyczne popsuły mi się w podróży. Wietnam to trzeci największy eksporter ryżu na świecie ale poza tym hoduje się tu perły w ostrygach, produkuje kadzidełka, stożkowe kapelusze, oraz makaron i papier ryżowy. Kadzidełka i papier to nawet sama uczyłam się wczoraj robić, ha!
A oto moja top lista wietnamskich zaskoczeń:
- Pomimo wrażenia chaosu na drodze i częstej jazdy pod prąd, Wietnamczycy wszystko spokojnie kontrolują i nie mają wypadków.
- Kawa z jajkiem albo solona, choć z nazwy wydają się nie do przełknięcia, to autentyczne przysmaki, warte skosztowania…Wietnam słynie także z herbaty z kwiatem lotosu, nie tylko smacznej ale też zdrowej i pięknie pakowanej.
- Pokochałam szczególnie tutejsze wyrafinowane słodycze, produkowane z kokosa, mango, duriana…Są unikatowe i rozpływają się w ustach.
- Wietnamczycy są bardzo przyjaźni, pracowici i cierpliwi. Nie jest prawdą , że jedzą wszystko co się rusza. Zwięrzęta mają się tu całkiem dobrze, szczególnie psy i bawoły.
- Wietnam jest wielokulturowy, co czyni go ciekawym. Obok siebie żyją spokojnie buddyści, konfucjoniści i katolicy. Widać różne wpływy, bo przez wieki panowali tu Chińczycy, przez 85 lat Francuzi, a do wojny istniały dynastie królewskie.
- Nazywają mnie tu często Kasai ( jak skoczka narciarskiego z Japonii ) bo łatwiej im to wymówić. Wietnamski jest trudny dla mnie – to samo słowo, w zależności od intonacji, znaczy różne rzeczy. Np. ,,Ka mon” znaczy ,,dziękuję” ale może też znaczyć ,,bądź cicho” . Ot i problem!
Miałam to szczęście, że znalazłam w Hanoi agencję Asia Eyes Travel, z osobami mówiącymi po angielsku, dzięki którym wiem, co warto zobaczyć, gdzie zjeść i gdzie mieszkać. ,,Uszyli” mi na miarę wycieczki, pokazali najlepsze, czyli nieturystyczne adresy w mieście, bo tylko lokalesi te rzeczy wiedzą. Polecam!
– Kasia (Kasai)