Przystanek Meksyk
To co w podróżowaniu dookoła świata jest niezwykłe, oprócz poznawania nowych miejsc, to ciągłe zmiany czasu. W Nowej Zelandii byłam 12 godzin do przodu w stosunku do czasu środkowoeuropejskiego, na Hawajach cofnęłam się, zarabiając dodatkowy dzień. Dwa razy pod rząd czwartek, to istny wehikuł czasu! Teraz jestem na wschodnim wybrzeżu półwyspu Jukatan, trzy godziny na wschód od Kalifornii. Czasem trudno się przestawić, na szczęście telefon pamięta…
Ostatnie amerykańskie doświadczenia miejskie zmęczyły mnie nieco i pomyślałam że zasłużyłam wreszcie na odpoczynek. W tym celu przyleciałam na Riviera Maya, w okolice Cancun. A tu znowu Ameryka!!! Hotele giganty usiane wzdłuż plaży, kiczowate projekty i totalne bezguście! Istna ,,wanna z kolumnadą” No, ale poza tym natura jak trzeba. Jest wspaniałe Morze Karaibskie o lazurowym kolorze, palmy oraz piękna piaszczysta plaża. Iguany biegają po chodniku a pelikany niczym pterodaktyle szybują nad głową. Jeden dzień poleżałam, popływałam i znów mnie nosi. Na szczęście jest też sporo do oglądania. Tak naprawdę jestem tu także dlatego, że chciałam obejrzeć zabytki Majów. Niezwykła cywilizacja, która stworzyła kalendarz liczący 365 dni, dokładniejszy od współczesnego gregoriańskiego, zero algebraiczne i znała się na astronomii, wyginęła prawie całkowicie, zanim jeszcze Hiszpanie dokończyli dzieła, podbijając kontynent. Dziś można oglądać tylko pozostałości monumentalnych piramid czy pałaców i odwiedzić nielicznych potomków Majów w ich wioskach, gdzie próbują pielęgnować niektóre tradycje przodków i sprzedawać pamiątki. Na początek składam wizytę szamanowi, który daje mi swoje błogosławieństwo w języku Majów i choć nic nie rozumiem, to stwierdzam, że to jednak interesujące przeżycie. Oczywiście nie mogę sobie odmówić zakupu talizmanu i ledwo powstrzymuję się przed zakupem twarzowego sombrero:) Na szczęście nie mieści się do plecaka.
Jest jakaś magia w spacerowaniu pośród ruin niegdyś wspaniałych miast, a świadomość, że na ołtarzach składano ofiary z ludzi, wyrywając im serce oraz, że w fundamentach domów znajdują się groby, każe zatrzymać się w zadumie.
Ponad 30 stopniowy skwar nie sprzyja długiemu zwiedzaniu, na szczęście w pobliżu ruin znajdują się cenoty, w których mogę się orzeźwić. To głębokie studnie wapienne, wypełnione wodami gruntowymi, połączone wielokilometrowymi korytarzami, w jaskiniach pełnych stalaktytów. Krystalicznie czysta woda, o widoczności do kilkudziesięciu metrów, to istny raj do nurkowania. Promienie słońca dostają się przez otwory skalne, temperatura wody znacznie chłodniejsza od tej w oceanie, po prostu dzika przyjemność. Zaraz obok bar z tequilą i hamak, na którym mogę się zdrzemnąć, czego więcej mam chcieć :))
***
What is remarkable about traveling around the world is that, in addition to exploring new places, the constant change of time. In New Zealand, I was 12 hours ahead of the central-european time, in Hawaii I made a step back, earning one extra day. Two times Thursday in a row , is a pure time machine! Now I’m on the east coast of the Yucatan Peninsula, three hours east of California. Sometimes it’s difficult to switch, fortunately, the phone does remember…
Recent urban American experience made me a little tired so I thought that I finally deserve some rest. For this purpose, I flew to the Maya Riviera, to Cancun. And to my surprise here again, America!!! Giant hotels along the beach, kitschy design and lack of any taste! But beyond that the perfect nature, the wonderful azure-colored Caribbean Sea, palm trees and beautiful sandy beaches. Iguanas running on the pawements and pelicans like pterodactyls flying overhead. For one day I swam, sunbathed and again I am on the run. Fortunately, there is a lot to see. In fact, I am here also because I wanted to see the Maya heritage. The extraordinary civilization that created the calendar counting 365 days, more accurate than the modern Gregorian one, algebraic zero and knew the astronomy, had died out almost completely, even before the Spanish finished the job, conquering the continent. Today you can only see the remains of the monumental pyramids or palaces and visit few Maya descendants in their villages, where they try to cultivate some of their ancestors traditions and sell souvenirs. For the start I pay a visit to the local shaman, who gives me his blessing in the Mayan language, and though I do not understand, I must admit that this was an interesting experience. Of course, I can not deny myself the purchase of talisman and I barely hold back from buying the sombrero :), fortunately, I have no place in my backpack.
There is some magic when strolling around the ruins of once great cities. Knowing that on the alters human sacrificed by ripping the hearts out and the tombs are in the fundations of the houses, makes you want to stop for a minute of consideration.
Over 30 degree weather doesn’t make it easy to sightsee, luckily near the ruins are the cenotes, which can be refreshing. These are the deep limestone wells filled with groundwater, combined few kilometers long corridors, caves full of stalactites. Crystal clear water with visibility up to tens of meters, is a paradise for scuba diving. The sun’s rays enter through the rock windows, water temperature much cooler than that in the ocean, just pure pleasure. Close by the bar with tequila and a hammock, where I can take a nap, I couldn’t wish for more: ))
– Kasia