Co dała mi podróż dookoła świata?
Wracam do domu, po pięciu miesiącach podróży dookoła świata. Jestem szczęśliwa, usatysfakcjonowana i pełna wrażeń, trochę jak dziecko wracające z udanej wycieczki. Trzy kontynenty, ponad 30 wysp różnej wielkości, kilka stref czasowych i klimatycznych oraz mnóstwo wspaniałych doświadczeń z ludźmi, których spotkałam na swojej drodze. Choć jestem dziś trochę wychudzona, niewyspana i spalona słońcem, łza mi się kręci w oku na myśl, że to już koniec. Prawda jest bowiem taka, że przez ten czas żyłam jak dwudziestoparolatka, singielka, bez żadnych obowiązków i zobowiązań, a taki stan może uzależnić. Wolność i swoboda, której pozornie w naszym życiu nie brakuje, na takiej wyprawie nabierają innego, szerszego wymiaru. Stają się życiowym wyznacznikiem. Otwierają nas na nowe doznania i pozwalają zaczerpnąć głęboki oddech. To spojrzenie na nasze dotychczasowe życie z innej perspektywy, z dystansu na wszystkie mniejsze i większe sprawy.
W dzisiejszych czasach podróż dookoła świata nie jest żadnym wielkim wyczynem. Wszystko jest kwestią budżetu i możliwości, nie zaś wyjazdu w nieznane. Jednak cytując Edmunda Hilary, pierwszego zdobywcę Mount Everest ,,To nie górę pokonujemy ale samych siebie”. Zdecydowanie największym wyzwaniem długiej samotnej podróży jest zmaganie się ze swoimi słabościami, przekraczanie pewnych granic komfortu i radzenie sobie w różnych nieoczekiwanych okolicznościach. Nie ma tu miejsca na marudzenie i rzucanie zabawkami. To także sztuka wyboru, jak chcemy chłonąć ten świat i ile z niego zaczerpnąć. Uważam, że tylko odważne i aktywne wędrowanie ma sens, poza własne ego i swoją skorupę.
Ponieważ wybrałam opcję niskobudżetową, zdarzało mi często się spać w hostelach z wieloma osobami w pokoju. I wiecie co? Nic, a raczej super, bo człowiek na co dzień doskonale obywa się bez całego tego ,,sianka” wokół i mnóstwa zbędnych gadżetów, zamiast skupiać na naturze i ludziach wokół nas. A właśnie ludzie, których spotkałam, począwszy od Indonezji aż po Meksyk, okazali się największą wartością mojej podróży. Ich życzliwość i gościnność której doświadczyłam, choć znali mnie tylko chwilę, była wyjątkowa. Niektóre plemiona oddały mi swój cenny kawałek podłogi… Serdeczność i uśmiech, której zawsze za mało w naszym zachodnim świecie. To coś za czym będę tęsknić.
Podróż na koniec świata uczy, że trzeba odrzucić nieuzasadnione strachy i stereotypy, które mamy w głowie, że świat jest lepszy i bezpieczniejszy (z paroma wyjątkami) niż nam się zdaje. Wreszcie, że akceptacja odmienności tylko nas wzbogaca jako ludzi.
Długa droga, ale jakże owocna… Dziękuję wszystkim, którzy się na niej znaleźli, by towarzyszyć w mojej przygodzie.
-Kasia
***
I’m coming back home, after 5 months of journey around the world. I am happy, satisfied and full of experiences, like a child returning from a successful school trip. Three continents, more than 30 islands of various sizes, several time and climate zones, and lots of experience with the people I have met along the way. Although now I’m more skinny then usual, I haven’t slept properly for a while and I’m sunburned, a tear spins in my eye at the thought that it’s the end. The truth is that, during that time I lived like a twenty year old, single, without any responsibilities and obligations, and such a state can get addictive. Liberty and freedom, which apparently in our lives isn’t lacking, during such trip take on a different, larger dimension. They become life indicator. They open us to new experiences and allow us to take a deep breath. This is a look at our life from a different perspective, from a distance to all smaller and bigger things.
Nowadays a trip around the world is not a big deal. Everything is a matter of budget and possibilities, not travelling to the undiscovered. Quoting Edmund Hillary, the first conqueror of Mount Everest ,,It is not the mountain we are overcoming but ourselves.” By far the biggest challenge of a long lonely journey is a struggle with our weaknesses, crossing certain boundaries of comfort and coping with different, unexpected circumstances. There is no room for whining and throwing toys. It is also a way of choice how we want to absorb this world, and how much to gain. I believe that only brave and active wandering makes sense, beyond our own ego and shell.
Because I have chosen a low-budget option, sometimes I’ve slept in hostels with many people in the room. And you know what? Nothing, or rather great, because a man in every day life functions perfectly without all this ,,dough” and a lot of unnecessary gadgets, instead of focusing on the nature and the people around us. The people I met, on the way from Indonesia to Mexico, proved to be the greatest value of my trip. Their kindness and hospitality which I have experienced, even though they knew me only for a moment, was exceptional. Some tribes offered me their precious piece of floor… Warmth and smile, which appears not enough in our Western world, it’s something I’ll definitely miss. The journey to the end of the world teaches that you must reject the unfounded fears and stereotypes that we have in mind, the world is a better and safer place (with few exceptions) than we think. Finally, the acceptance of diversity only enriches us as people.
A long way, but very fruitful… I want to thank everyone who somehow accompanied me during this adventure.
– Kasia