Pozdrowienia z Ekwadoru!
Zmieniłam kraj na bardziej gorący, choć mogłoby się wydawać inaczej, gdy przez cały dzień chodziłam w puchówce. Ale jest akurat pora deszczowa i pogoda zmienia się kilka razy dziennie. Jestem teraz w Quito, stolicy Ekwadoru, na wysokości 2850 m. To druga najwyższa stolica świata, położona na stokach czynnego wulkanu Pichincha. W Ekwadorze są aż 84 wulkany, z tego 5 aktywnych. Generalnie jestem wciąż na wysokościach, więc punkty widokowe to jedna z atrakcji miasta, oprócz zabytkowych kościołów z czasów kolonialnych.
Poza tym, to szczególne miejsce, gdyż jestem dokładnie na środku globu, czyli na równiku. Mogłam dziś stanąć jedną nogą na półkuli północnej a drugą na południowej i obserwować jak woda na obu półkulach wiruje w inną stronę. Wiecie, że w tym miejscu siła wirowania Ziemi jest tak silna, że trudno utrzymać równowagę, stojąc z zamkniętymi oczami i że na niebie widać gwiazdozbiór obu półkul?
Do zamieszkania w stolicy wybrałam tzw. lepszą dzielnicę, Mariscal, jednak dziwnie się czułam, gdy szłam po ulicy pod obserwacją, jako jedyna blondynka. Nie mogłam się przez to opędzić od restauracyjnych naganiaczy.
W Ekwadorze dzisiaj ważny dzień – wybory prezydenckie i podobnie jak u nas, ludzie chcą całkowitej zmiany władzy, postępu i reform. Głosowanie jest obowiązkowe. Te wybory odbywają się jednak w atmosferze kryzysu politycznego, po kampanii naznaczonej przemocą. Niedawno zamordowano kandydata na prezydenta, prawdopodobnie na zlecenie jednego z karteli narkotykowych.
I mimo, że Ekwador nie cieszy się opinią bezpiecznego państwa, ma w ofercie cudowną przyrodę, którą zamierzam zbadać i spenetrować a potem wam opowiedzieć.
A dzisiaj trzymam kciuki (długopisu nie mogę, ponieważ tu nie ma polskiej ambasady) za wynik wyborów. Abym mogła wrócić do lepszej Polski.
– Kasia