Włącz zasilanie
Chyba mam coś z ptaka wędrownego, bo gdy na początku sierpnia odleciały do Afryki kukułki, samotne wędrowniczki, poczułam rosnącą tęsknotę do wylotu. A teraz, gdy całe rodziny bocianie wybyły już z gniazd, mój podróżniczy zew znowu się odezwał…
Zostały mi 3 tygodnie do wyjazdu, dlatego zwiększyłam tempo przygotowań. I wcale nie chodzi o zakupy ani bookingi. Z ptakami łączy mnie to, że mam w głowie swoją trasę i zamierzam wrócić, podobnie jak one, na wiosnę. Nie mam z góry wykupionych hosteli ani przelotów, o tym zadecyduję dopiero podczas drogi.
Ktoś mnie ostatnio zapytał, dlaczego tyle czasu spędzam w lesie przed swoją podróżą? Czy nie powinnam się już przygotowywać?
Właśnie dlatego jestem w lesie, że to najlepsze miejsce, aby wytrenować swoje ciało i umysł do mojej wyprawy w świat. Cóż, nie wystarczy kupić bilet na samolot i spakować plecak. Biegam, pływam, ćwiczę jogę i jeżdżę na koniu albo rowerze, zamiast samochodem, bo długie wędrówki z plecakiem, które mnie czekają oraz przewyższenia i zmiany czasu, potrafią dać nieźle w kość…
Ale też zasilam się mentalnie, praktykuję uważność podczas leśnych spacerów, kiedy patrzę, słucham, wącham i dotykam otaczający mnie świat.
Bez zbędnego hałasu i niepotrzebnych bodźców, moje zmysły się wyostrzają, uspokajam emocje i medytuję… A to ważne, bo za chwilę będę zdana tylko na siebie, na swój instynkt i podejmowane decyzje.
Nie ma we mnie strachu przed nieznanym, jest raczej spokój i skupienie. Oswajanie z nowym. I może dzięki temu spotkałam śliczną żmiję, wylegującą się w promieniach słońca, która pozwoliła mi długo się jej przyglądać.
Zasilajcie się naturą, bo ona przecież po to jest. A im dalej w las, tym głębiej można zanurzyć się w siebie
– Kasia