Niespodzianka
Ostatnio parkowanie wydaje mi się trudniejsze niż sama jazda samochodem. I nie chodzi wcale o manewry równoległe czy inne kombinacje… Kilka tygodni temu opisywałam swoją rysę na drzwiach i to, jak zaskakująco sprawczyni tej rysy się zachowała, a już nadeszła kolejna cenna lekcja od ludzi…
A było tak: jakiś czas temu wracam sobie po spacerze nad morzem, do zaparkowanego na ulicy auta i zauważam za wycieraczką zawiadomienie, że opłacony przeze mnie w parkometrze czas został przekroczony (o kwadrans!). W związku z tym, mam do zapłacenia 280 zł albo, a jeśli się pospieszę (w ciągu tygodnia) to tylko 140 zł. Rzecz jasna wybrałam wariant drugi.
Jakież było moje zdziwienie, gdy dwa dni temu otrzymałam wezwanie do zapłaty 280 zł, powiększone o przesyłkę tegoż wezwania.
Zbulwersowana, skontaktowałam się więc z urzędem, z którego uprzejmy list przyszedł, aby wyjaśnić, że już dokonałam wpłaty, dostarczając im nawet dowód przelewu.
– Ale Pani zapłaciła za inny samochód! – usłyszałam w słuchawce.
– Nie rozumiem…
– Pani mandat nie został opłacony, tylko samochodu o numerach rej: GD…
– Ale jak to możliwe ?
Nie mierz innych swoją miarą. I tak oto dowiedziałam się, że kreatywny kierowca podrzucił mi swój mandat do zapłaty a mój wyrzucił.
Jaki stąd morał? Czytaj uważnie co jest na mandacie, nie tylko kwotę (która cię wytraca z równowagi) także nr rejestracyjny auta za który płacisz, bo tracąc spokój, łatwo też jest zgubić czujność ważki.
Kto był w tej historii dobry? Urząd, bo okazał wyrozumiałość i odstąpił od wezwania do zapłaty.
Ja zastanawiam się czy jednak nie przesiąść się na rower a co do cwanego kierowcy, niech pamięta że : karma nie gubi adresu!
– Kasia