Leśny balans
Kilka dni temu obchodziłam rocznicę wyruszenia w półroczną podróż dookoła świata. Dwa tygodnie wcześniej przypomniał się Nepal… Zwykle na przełomie października i listopada uciekałam z kraju, żeby niczym jaszczur móc się wygrzewać w słońcu, bo u nas to limitowany towar o tej porze roku.
Wiadomo, znacznie łatwiej przeczekać ciemność i zimno w ciepełku. Ale od czasu kiedy stałam się bardziej wiejska niż miejska, a dokładniej kaszubska, nie mam takiej potrzeby i nie boli mnie gdy znajomi przesyłają filmiki z Madagaskaru a inni właśnie czmychają na Bali.
Weekenduję sobie w lesie, który przybrał cudowne kolory, pływam kajakiem po jeziorze o lustrzanej tafli i myślę, że to cudowny moment by cieszyć się tym wiosennym (temperaturowo) klimatem w jesiennym anturażu, pełnym grzybowych aromatów. Bo to mój wyjątkowy czas na zatrzymanie i złapanie balansu, więc celebruję go z wdzięcznością. Mam wręcz wrażenie, że jestem uprzywilejowana, gdy w takich okolicznościach przyrody mogę odpuścić napięcia i stresy tygodnia, bo o cały mój spokój zadba teraz las. Obcowanie z naturą to najprostsze i zarazem najbardziej relaksujące narzędzie jakie znam.
Przyroda przypomina nam teraz, że świat ma swój jesienny i zimowy rytm a pole musi odpocząć aby dało dobre plony. Jedynym gatunkiem, który nie zwalnia przez cały rok jest człowiek, więc czas wziąć lekcję od natury, która uspokaja i uzdrawia a nawet zmienia nasze nastawienie do życia. Jak spojrzysz z większego dystansu i znajdziesz się z dala od tego co jest oczywiste w miejskim pośpiechu, to łatwiej będzie ci dostrzec to co najważniejsze i rozwiązać różne problemy.
Wszystko czego potrzebujesz w ten weekend, to uziemienie i głęboki oddech w naturze. Zauważ go i doceń, bo niesie ze sobą potrzebne wyciszenie.
– Kasia